Jak mówi Pan Włodzimierz, urodził się jeszcze za sanacji w rodzinnej wsi Janowo. Jego dzieciństwo nie było łatwe. Jego starszy brat był sparaliżowany od pasa w dół, młodszy spadł z roweru i zmarł w wyniku obrażeń, a siostra zginęła od odłamka w czasie wojny. Takie to były trudne czasy.
Podczas wojny był jeszcze małym chłopcem, ale dobrze zapamiętał pożar we wsi, od którego spłonęły budynki i stodoła. Ich dom mieszkalny nie spalił się dzięki temu, że wszyscy oblewali go wodą. Na ich szczęście mieli studnię tuż przy domu. Pan Włodzimierz w pamięci ma też obrazy, jak Niemcy szli na Rosję. Jechały samochody pancerne a niektórzy jechali przez wieś rowerami, a potem przeprawiali się przez rzekę. Pociski artyleryjskie ostrzeliwały wieś. To od nich zapalały się budynki.
Pomimo trudów czasu wojennego i powojennego trzeba było jakoś żyć, zadbać o przyszłość. Pan Włodzimierz ukończył na początku 4 klasy szkoły podstawowej w Janowie, a następnie uczył się jeszcze w Białymstoku (2 lata w języku rosyjskim). Niestety potem musiał wrócić na wieś, pomóc rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa. Hodowali oni dużo bydła i trzody, a więc pracy nie brakowało.
Wtedy nadszedł moment, kiedy w jego życiu pojawiła się Zofia. Młodsza o 8 lat, piękna kobieta zawróciła mu w głowie. Ślub brali w cerkwi w Pasynkach, a zamieszkali w Janowie, obejmując gospodarstwo rolne po rodzicach. Urodziły się im 3 córki, teraz mają już 5 wnucząt i 5 prawnucząt. Córki zamieszkały w Białymstoku, jednak zawsze razem z zięciami pomagały w pracach polowych i nadal przyjeżdżają w wolne dni, sprawując opiekę nad starymi rodzicami.
Pan Włodzimierz prawo jazdy zrobił „za młodu” i od razu kupił samochód. Całe życie jeździł autem, nawet jak skończył dziewięćdziesiąt jeden lat, to po zakupy czy do lekarza do Narwi jeszcze jeździł razem z żoną autem, do czasu aż się zepsuło.
Pan Włodzimierz od kilku lat podupadł na zdrowiu. Kiedyś miał nawet operację kręgosłupa, gdyż wypadł mu dysk, a ostatnio ma problemy z niewydolnością i torbielami nerek. Cierpi także na osteoporozę, na szczęście udaje mu się jeszcze chodzić po podwórku z pomocą laski lub balkonika. Potrafi nawet pomagać żonie w ogrodzie, w którym dzieci zasadziły warzywa.
Od kilku miesięcy Pan Włodzimierz jest pod opieką hospicjum domowego. Odwiedza go lekarz a dwa razy w tygodniu przyjeżdża nasza opiekunka i pomaga w codziennych zajęciach, sprzątaniu, kąpieli, gdyż pani Zofia także zmaga się z chorobami i nie ma już sił na wykonywanie niektórych obowiązków.